W charakterze piątkowej "zapychajki", bo miałam smażyć jakieś pościwo, wiecie, jakby bardziej zasobne w treść, ale jednak idę na piwko, więc. Rozumieta...
Takżetego... co nie? :)
Odkąd pamiętam, lubiłam wielkie dynie, w sensie, głowy, wraz z włosami. Bujne, o! Tak. Właśnie. Rozczochrane szopy, monstrualne konstrukcje z dredów. A że dodatkowo jestem totalnym kwasomaniakiem wszelkich "klimatów" szalonych lat siedemdziesiątych, to jakoś tak wyszło, że jaram się także AFRO... :D
* sweterek z kościółkiem (???), swoją drogą, wspaniały... *_*
Prawdaż li to, że inspirejszynz nadziubałam na Pintereście zajebiaszczych? ;) Wszędy kutwa tylko te weselne fioki ulakierowane na lśniący hełmofon, nosz można się spawić na zielono...
***
Wasze zdrowie dziopy i chopaczky :)
Jaakie piękne!! Od niedawna żałuję, że mam tylko loko fale, zamiast takich cudnych pierścionków^^ Baardzo udanego piątku zatem! :)
OdpowiedzUsuńJa nawet rozważałam ongiś trwałą ondulację, ale perspektywa płaskiego odrostu mnie przeraża... ;)
Usuńlubię to w jaki sposób piszesz, no prawie jak Reymont w "Chłopach"!
OdpowiedzUsuń/a
Haha, dziękuję! :D
Usuń