
Dzieńdobry się z Państwem :))
Dzisiaj jazda po mieście szła mi ździebełko po ciulu... Sprzęgło jakoś gorzej kontaktowało z platfusem lewym, zaś gira lewa z cabanem zasobnym w tę szarą galaretę zwaną mózgiem. Galareta kontaktowała sama ze sobą najgorzej, cóż, bywa, taki dzień, taki czas.
Utwierdzam się w przekonaniu, że moją główną 'quilty pleasure' są ostatnio napady na lumpy. Parę dni temu miałam jednak okazję przeżyć mrożący krew w żyłach epizod "Toyad vs stare wyjadaczki" w dniu rozprzedaży za 1 zł... Chrystusie niebieski...MATKO BOSKO KOCHANOOO... Determinacja dopisała mi jedynie do przeczesania 1/4 zasobów, albowiem mrowie wściekłych mazep (w tym także takich rodzaju męskiego!) notorycznie lekce sobie ważyło świętość, integralność i nietykalność minimalnej bańki powietrza i prywatnej przestrzeni wokół Toyada... :/ Sorry, ja niby rozumiem, że promocja, okazja, więc busz i dzicz i prawa dżungli, ale przestawiania, popychania, szturchania, sapania w kark, wydzierania mi rzeczy z ręki - nie jestem w stanie zdzierżyć dłużej niż... 30 sekund razem do kupy? Ucapiłam na chybił trafił cztery szmacisze, w domu dopiero po wnikliwszych oględzinach potwierdziłam, że zacne; dwie denimowe spódnice, granatowe wdzianko, i kremową koszulinę. Za ćtyry zyle, jest okejka. Jutro, za cyną od Czytelniczki, przypuszczam szturm na lump w starym Domarze, ale dopiero w południe, może jakieś ochłapy się ostaną... ;)
***
Tera paczta, jak mi latem piegów nafajdało:
CUDNE SĄ!!! ...choć wiem, że niektórzy nie lubią :P
Dzisiaj jazda po mieście szła mi ździebełko po ciulu... Sprzęgło jakoś gorzej kontaktowało z platfusem lewym, zaś gira lewa z cabanem zasobnym w tę szarą galaretę zwaną mózgiem. Galareta kontaktowała sama ze sobą najgorzej, cóż, bywa, taki dzień, taki czas.
Utwierdzam się w przekonaniu, że moją główną 'quilty pleasure' są ostatnio napady na lumpy. Parę dni temu miałam jednak okazję przeżyć mrożący krew w żyłach epizod "Toyad vs stare wyjadaczki" w dniu rozprzedaży za 1 zł... Chrystusie niebieski...MATKO BOSKO KOCHANOOO... Determinacja dopisała mi jedynie do przeczesania 1/4 zasobów, albowiem mrowie wściekłych mazep (w tym także takich rodzaju męskiego!) notorycznie lekce sobie ważyło świętość, integralność i nietykalność minimalnej bańki powietrza i prywatnej przestrzeni wokół Toyada... :/ Sorry, ja niby rozumiem, że promocja, okazja, więc busz i dzicz i prawa dżungli, ale przestawiania, popychania, szturchania, sapania w kark, wydzierania mi rzeczy z ręki - nie jestem w stanie zdzierżyć dłużej niż... 30 sekund razem do kupy? Ucapiłam na chybił trafił cztery szmacisze, w domu dopiero po wnikliwszych oględzinach potwierdziłam, że zacne; dwie denimowe spódnice, granatowe wdzianko, i kremową koszulinę. Za ćtyry zyle, jest okejka. Jutro, za cyną od Czytelniczki, przypuszczam szturm na lump w starym Domarze, ale dopiero w południe, może jakieś ochłapy się ostaną... ;)
***
Tera paczta, jak mi latem piegów nafajdało:
CUDNE SĄ!!! ...choć wiem, że niektórzy nie lubią :P
A na dziobie Velvet Matte z Golden Rose, odcień 16, taka neutralna rdza. Na gałach eyeliner Essence w pisaku, zajebisty nowy nabytek.
Aa. Jeszcze cosik... w Biedrze moja nierychliwość została nagrodzona - trefny Teezer przeceniono na 10 zetów no i ustrzeliłam. Lepszy niż ten z Allegro! Miziasty i właśnie nie drapie w skalp.