
Pora na apdejt z drugiego miesiąca moich poczynań prowłosowych. Co stosowałam w listopadzie?
- wierzbownica
- drożdże
- skrzypokrzywa
- mycie Dercosem czerwonym z Aminexilem, na zmianę z Sylveco z betuliną
- jak mi się przypomniało to wcierałam serum na porost Agafii, ale rzadko, o kozieradce zapominam kiedy jest w lodówce :<
- z supli biotyna z L'Biotiki (z dodatkiem cynku i wit. B12), magnez, od połowy miesiąca Astaksantyna hawajska Bioastin (duża dawka-12mg)
- jako dodatek do koktajli - maka i chlorella, ale nie codziennie
- do kawy zawsze kurkuma ze szczyptą pieprzu
- max. jedna kawa dziennie
- ograniczyłam pszenicę i mleko, unikam cukru
- olej kokosowy extra virgin
- wit. D3
- regularne olejowanko przed myciem, wdrożyłam olej Khadi i Sesę na skalp
- peeling kawa/cukier raz w tygodniu
- szczotkowanie skalpu dzikiem, masaże palcami
- dbałam o wysypianie się, a od połowy miesiąca moja jakość snu baaardzo się poprawiła :)
- konsultacja z endo - ponoć mam osobniczo małą tarczycę, stąd w wynikach wychodzi leciutka niedoczynność, ale TSH w ciągu roku spadło do prawie-idealnego, a sama tarczyca jest zdrowa (brak guzków, przeciwciała ujemne)
- konsultacja z ginem - dostałam skiero na oznaczenia hormonów w poszczególnych dniach cyklu
- podcięcie końcówek metodą Thrmocut o jakieś 2-3 cm, subtelne pojaśnienia typu sombre, z olaplexem, żeby naturalnie wypłowiałe od słońca pasma wyglądały jakoś sensowniej
- niestety zaliczyłam katar, który przeszedł w zapalenie zatok i spłynął na krtań, co skończyło się antybiotykiem... ehh, rzadko choruję, ale jak już, to konkretnie :/ przypuszczam, że antybiotyk znowu spacyfikuje mi kłaki i spodziewam się masywnego telogenowego opadu w ciągu 3 miesięcy :/
No i w sumie tyle. Obserwacje:
- zredukowana produkcja smalcu na skalpie, a na gębie wręcz suchość
- jakoś w połowie miesiąca, czyli po ok. 1,5 miecha intensywnej pracy nad poprawą kłaków zauważyłam, że ilość wypadniętych podczas mycia i czesania kłaków spadła z ok. 100 do ok. 20. WOW! Ale co zdążyłąm wylinieć, to wyliniałam... :/
- z okolic przedziałka sterczy busz antenek - jeszcze w październiku widziałam bejbihery, ale teraz jest ich naprawdę sporo i powoli robią optyczną robotę na prześwitach
- mój przedziałek wygląda już znacznie normalniej, z czego się zajebiście cieszę, ale jeszcze bliżej czoła mam wkurzające prześwity glacy, nad którymi intensywnie pracuję
- miałam malutki łysy placek ok. 5 mm średnicy, teraz pojawiły się na nim dwa cieniuteńkie i prawie przezroczyste kłaczki <3 wcześniej przez długi czas nie widać było nawet kropki mieszka włosowego...
- mam wrażenie, że odrastające kłaki są "treściwsze" i mniej "pajęcze"
Co planuję w grudniu i w dalszej perspektywie:
- kontynuować to co dotychczas, bo najwyraźniej działa
- zmobilizować się do wcierania kozieradki :/
- może dorzucę kolagen do koktajli
- może rozważę delikatną mezoterapię chałupniczą przy pomocy rolki (spokojnie, nie zrobię sobie krzywdy, wiem co i jak), bo jednak kolagen przeciwdziała łysieniu, a rolka pobudza procesy naprawcze
- orzechy brazylijskie dla uzupełnienia selenu
- jak ogarnę wszystkie wyniki laboratoryjne, kopsnę się do Centrum Zdrowego Włosa na konsultację z trychologiem i badanie skalpu
Aha. No i przestałam się już obsesyjnie wgapiać we własny i cudze przedziałki. Opad kłaków przy myciu nie jest już skrupulatnie liczony, tylko etykietowany na zasadzie "dużo"/"mało". Bardzo jestem wkurzona z powodu fakapu z choróbskiem i antybiotykiem, ale tego się nie da zaplanować, ot, chwilowy spadek odporności i BAM.... :(
Dokumentacja foto.
Kłaky nieumyte, fryzura out of bed, tuż przed podcięciem:
Jak widać, spoooro urosły :) Ale końcówy poszły pod gorące nożyczki - ok. 3-4 cm.
- wierzbownica
- drożdże
- skrzypokrzywa
- mycie Dercosem czerwonym z Aminexilem, na zmianę z Sylveco z betuliną
- jak mi się przypomniało to wcierałam serum na porost Agafii, ale rzadko, o kozieradce zapominam kiedy jest w lodówce :<
- z supli biotyna z L'Biotiki (z dodatkiem cynku i wit. B12), magnez, od połowy miesiąca Astaksantyna hawajska Bioastin (duża dawka-12mg)
- jako dodatek do koktajli - maka i chlorella, ale nie codziennie
- do kawy zawsze kurkuma ze szczyptą pieprzu
- max. jedna kawa dziennie
- ograniczyłam pszenicę i mleko, unikam cukru
- olej kokosowy extra virgin
- wit. D3
- regularne olejowanko przed myciem, wdrożyłam olej Khadi i Sesę na skalp
- peeling kawa/cukier raz w tygodniu
- szczotkowanie skalpu dzikiem, masaże palcami
- dbałam o wysypianie się, a od połowy miesiąca moja jakość snu baaardzo się poprawiła :)
- konsultacja z endo - ponoć mam osobniczo małą tarczycę, stąd w wynikach wychodzi leciutka niedoczynność, ale TSH w ciągu roku spadło do prawie-idealnego, a sama tarczyca jest zdrowa (brak guzków, przeciwciała ujemne)
- konsultacja z ginem - dostałam skiero na oznaczenia hormonów w poszczególnych dniach cyklu
- podcięcie końcówek metodą Thrmocut o jakieś 2-3 cm, subtelne pojaśnienia typu sombre, z olaplexem, żeby naturalnie wypłowiałe od słońca pasma wyglądały jakoś sensowniej
- niestety zaliczyłam katar, który przeszedł w zapalenie zatok i spłynął na krtań, co skończyło się antybiotykiem... ehh, rzadko choruję, ale jak już, to konkretnie :/ przypuszczam, że antybiotyk znowu spacyfikuje mi kłaki i spodziewam się masywnego telogenowego opadu w ciągu 3 miesięcy :/
No i w sumie tyle. Obserwacje:
- zredukowana produkcja smalcu na skalpie, a na gębie wręcz suchość
- jakoś w połowie miesiąca, czyli po ok. 1,5 miecha intensywnej pracy nad poprawą kłaków zauważyłam, że ilość wypadniętych podczas mycia i czesania kłaków spadła z ok. 100 do ok. 20. WOW! Ale co zdążyłąm wylinieć, to wyliniałam... :/
- z okolic przedziałka sterczy busz antenek - jeszcze w październiku widziałam bejbihery, ale teraz jest ich naprawdę sporo i powoli robią optyczną robotę na prześwitach
- mój przedziałek wygląda już znacznie normalniej, z czego się zajebiście cieszę, ale jeszcze bliżej czoła mam wkurzające prześwity glacy, nad którymi intensywnie pracuję
- miałam malutki łysy placek ok. 5 mm średnicy, teraz pojawiły się na nim dwa cieniuteńkie i prawie przezroczyste kłaczki <3 wcześniej przez długi czas nie widać było nawet kropki mieszka włosowego...
- mam wrażenie, że odrastające kłaki są "treściwsze" i mniej "pajęcze"
Co planuję w grudniu i w dalszej perspektywie:
- kontynuować to co dotychczas, bo najwyraźniej działa
- zmobilizować się do wcierania kozieradki :/
- może dorzucę kolagen do koktajli
- może rozważę delikatną mezoterapię chałupniczą przy pomocy rolki (spokojnie, nie zrobię sobie krzywdy, wiem co i jak), bo jednak kolagen przeciwdziała łysieniu, a rolka pobudza procesy naprawcze
- orzechy brazylijskie dla uzupełnienia selenu
- jak ogarnę wszystkie wyniki laboratoryjne, kopsnę się do Centrum Zdrowego Włosa na konsultację z trychologiem i badanie skalpu
Aha. No i przestałam się już obsesyjnie wgapiać we własny i cudze przedziałki. Opad kłaków przy myciu nie jest już skrupulatnie liczony, tylko etykietowany na zasadzie "dużo"/"mało". Bardzo jestem wkurzona z powodu fakapu z choróbskiem i antybiotykiem, ale tego się nie da zaplanować, ot, chwilowy spadek odporności i BAM.... :(
Dokumentacja foto.
Kłaky nieumyte, fryzura out of bed, tuż przed podcięciem:
Jak widać, spoooro urosły :) Ale końcówy poszły pod gorące nożyczki - ok. 3-4 cm.