We łbie, w życiu i w torebce.
Ano.
Ano.
Moje aktualne rozkminy a propos praktycznego procesu szkolenia na kierowcę kat. B :)
Mniej więcej w połowie "jazd" odnotowalim z instruktorro lekki acz wyraźny spadek toyadziej motoformy, ale ponoć to się regularnie zdarza adeptom niełatwej motosztuki, i nie należy się tym martwić; i rzeczywiście - zaraz potem Toyad się "ogarnął" i obecnie jeździ "prawie-że-idealnie", dopóki czegoś haniebnie nie zmaści, np. nie wdupcy przez przypadek świateł oczojebnych drogowych przy okazji trykania dźwigienki kierunkowskazu...lol :P
Fryzura do jazdy... o dziwo, ważna sprawa. Na pierwszą jazdę zjawiłam się beztrosko przetowłosa, no i cóż, co chwila zgarniałam malowniczo rozwianą sierść z twarzy, bo zasłaniała widoczność. Takie coś fajnie na filmach wygląda, wot wsjo. Później preferowałam kucyk/koczek, ale moje niesforne baby hair długości wszelakiej i tak radośnie wysmykały pod wpływem podmuchu z klimy bądź z okna... :/ Przy wysokim koku szurałam nim o sufit (nie wizualizuję sobie wlezienia do samochodu z wysokim kokonem z dredów..?). W opasce wyglądam jak przedszkolak, bandanka mi zjeżdża. Wymyśliłam... przylizywanie "wicherków" gumą z Biedry za złotych pińć! Nie wyglądam wcale, wbrew pozorom, jakby mnie krowa polizała. Po prostu nie mam wkurzającej aureolki z bejbików, co mnie wielce raduje.
Uff.
Buty... Żadne tam cienkie, miętkie podeszwy! Śródstopie lubi zrazu napieprzać od ciśnięcia sprzęgła "na wszelkie wypadek" :/ Trampacze najlepszość po mojemu. Ewentualnie espadryle o sztywniejszej podeszwie. Klapki won, baleriny subtelne też nie bardzo. Aczkolwiek miałam kumpelę w dawnej pracy, co deklarowała wielką wygodę jeżdżenia w szpilutach 10cm... Co kto lubi :)
Strój. U mnie najlepiej w upały sprawdza się spódnica dżinsowa/szorty oraz top/luźne tiszerciwo.
Z inszych bajerów - orbitka drażetka do żucia sztuk dwie, bo od klimy robi się potworna Sahara w pysku, ponadto wiadomix, że dziamgolenie żuchwą dotlenia mózgownicę, więc moszna się łudzić, że i refleks nasz zyska... ;)
***
Porcyja selfisów w naszyjniurach własnej roboty. Naszyjniury mało widać, niestety.
Lubię Cię czytać ;)
OdpowiedzUsuńMiło mi :)))
Usuń