Pomysłów niecnych. Jutro zmacam pewien towar... od tego wiele zależy, więc... Czymajta kyciuki, byle nie kłykciny.
Pogoda we Stolycy ma peemesa, no nie może się zdecydować, dzwoni mi chłop z pracy, nad nim jaśnieje słońce, a nade mną dżdży, abo tak samo, tylko na odwrót. Swoją drogą, w nocy przypomniał mi się ten kawałek, cudny zaiste, szkoda, że Pan już niucha kwiatki od strony ichniej kwietnej rzyci, ehh.
Dzisiaj w związku z pogodową mizerią urządziłam se domowe SPA. Nałożyłam maskę drożdżową Agafii obficie na czaszunię, czaszunię owinęłam folią, folię upchnęłam pod wełnianą czapę. Ubrwienie i urzęsienie potraktowałam ciemnobrązową henną. Pilingi, masażyki, depilejszyn, etc.
Brejslet z Rossmanna, idealnie pasowała na mój ekstremalnie wąski nadgarścior, nonie mogłam nie wziąć:
Lubię biżuty, w których można się kąpać i spać, a pasują do większości rzeczy. Kupiłam sobie jeszcze złote (kolor w sensie, nie kruszec) kolucha. Kolucha też pasują prawie do wszystkiego. :) I jeszcze kupiłam Nivejki, ulubione, od lat, zawsze na podorędziu:
Zdrowa szamka; kiedyś myślałam, że wszystko, co wartościowe do jedzenia, jest mdłe i beznadziejne, a teraz odkrywam np. uroki warzyw pieczonych z jaglanką:
W ogóle, jak patrzę czasem, co ludzie wrzucają na taśmę w sklepie, to aż mnie słabi... Mrożona lazania, naszpikowane chemią "gotowce" do mikrowelki, gazowane farbowańce do picia (często dla małych dzieci), parówki multipak za dwa zety, syfiaste słodycze o dwuletniej dacie przydatności do spożycia... Nie jestem żywieniowym ortodoksem oszołomem, ale kuźwa, przynajmniej się staram jako tako świadomie kontrolować, co pcham do "wora" i co zasila mój organizm, również mózg. Czuć różnicę, jak cholera, nawet w myśleniu i kreatywności, wow, kto nie chce, niech nie wierzy.
***
Takie dni z pogodą w kratkę to chyba najlepiej wykorzystać urodowo :) Też mnie odrzuca, bo uczyniłam siebie w miarę świadomym konsumentem, czytającym etykiety(wpływ "Wiem co jem" i blogów), taki pożytek, a co do ludzi, może w końcu zrozumieją, pozdrawiam!
OdpowiedzUsuńŚwiadomość konsumencka się bardzo teraz poszerza, ale jak człowiek już "złapie bakcyla", to siłą rzeczy patrzy z politowaniem na tych, co jeszcze BŁĄDZĄ, albo, co gorsza, w ogóle mają wywalone i totalnie zamknięty umysł na takie "nowinki". Pozdrawiam tyż! :)
UsuńAleż ślicznie i świeżo wyglądasz, normalnie wiosenny szczypiorek :)
OdpowiedzUsuńUwielbiam zaglądać kąsumentom do koszyków - mój niedawny zestaw-faworyt to trzy kilogramowe wory frytek, dwa kilo cukru i flacha wybielacza.
Dziękować za tego szczypiora ;)
UsuńZabawni są też kąsumęci pseudoświadomi - np. pańcie z budyniującym znad biodrówek sadełkiem, ładujące do koszyka wszystko, co ma w nazwie FIT, LIGHT itepe :D
Mhmmm :> jak ja uwielbiam takie słownictwo soczyste <3 zaczytuję się od kilku dni, promo od Ani procentuje. Odkryłam też kilka moich często używanych słówek i zwrotów. W sieci chyba nie masz 'kąkuręcji'.
OdpowiedzUsuńCi ludzie, którzy ładują na taśmę takie rzeczy, to ci sami, którzy na widok i zapach dużej ilości warzyw i ogólnie nieprzetworzonego jedzenia w naturalnej postaci dostają mdłości, odrzucenia, zanieczyszczony organizm podpowiada co chce pożreć, połknąć w całości, czym nakarmić wijącą się wewnątrz bestię -.- mam takich ludzi w domu i tylko słyszę "nie mogłabym tak jeść! jak możesz coś takiego stale jeść! trzeba jeść chleb (ten kupny) niedobrze jest tak ciągle na kaszy" I moje ulubione: "nie jesz nic normalnego jak ludzie" ;]
Miłego! Dawaj czadu :)
Niki
Ha! Mam kąkuręcję, obczaj chociażby http://tldrtldr.wordpress.com/ , Lea też daje po garach na egomorphosis.blogspot.com (choć jej staaary blog 'leamun' był o wiele pikantniejszy językowo, wot, ustatkowała się kobita).
UsuńUwielbiam być na własnym "garnuszku"; kiedy pojadę do rodziny, próbuję dyskretnie proponować "pomoc" przy obiadkach, żeby nie jeść w kółko jakiegoś szitowia (np. białe gumobuły ze słodkim serkiem na śniadanie, na obiad klasyka, czyli kopa ziemniorów, kotlet, i symboliczna kapinka surówki dla ozdoby, na przekąskę słodzone jogurciki, bo przecież nabiał to sama zajebistość i wapń - hłe hłe, w charakterze "zdrowych" owocków - "soczki" z Biedry 20% zagęszczonego soku, reszta woda z syropkiem glu-fru, w pytkę po prostu, na kolację biały gumowaty chleb z mokrą chemiczną wędlinką)... Moja bujna wyobraźnia paranoicznie podpowiada mi, co się dzieje w kiszkach i narządach po paru tygodniach takiej "diety", a familia uważa twardo, że oni jedzą NORMALNIE, a ja cuduję i zdziwiam z nudów. No i jak można dziecku herbatki nie posłodzić??? Córka żłopie wodę i ziołowe napary bez cukru, podła matka ze mnie... Jedynie brat się wkręcił w Tombaki, tępienie candidy, hydrokolonoterapie itd.
Miłego również, cieszę się, że się tu rozgaszczasz :D
Super że są takie dziewuchy jak wy w sieci, bo nie wystarczy naszpikować tekst soczyście, ale jeszcze sztuką jest zawrzeć w tym mocny wartościowy przekaz - już cię kocham :> glu-fru fru fru pełen odlot. Pożywne śmieci nie przeszkadzają ludziom bez wyobraźni przyczynowo-skutkowej cóż, tacy żyją wśród nas, nie potrafią sobie wyobrazić co się dzieje z jedzeniem, kiedy trafia do wewnętrznej fabryki. Jestem na bezglutenowo-beznabiałowej i nawet czasowo na bezcukrowej (niskocukrowej) dietce, więc od czasu do czasu przemycam trudne do zaakceptowania treści, żeby mnie domownicy nie potępiali przy okazji spotkań rodzinnych ;) bo nie wiadomo wtedy jak się bronić przed atakiem.
UsuńW moim regionie na południu Polski nie ma słowa "zdziwiać" występuje jedynie "wydziwiać" :)
Niki