Jak tam, trzymacie się jeszcze ramy..?
*
Nienawidzę listopada. Najponurszy miesiąc. Aura reumatycznej, zimnej mokrości za oknem dobija moją (i tak niemrawą z natury) serotoninę. Ugh. Nie lubię. Nie lubię też perfum, które kojarzą mi się ze skisłą wodą po cmentarnych lilijach.
Ogólnie to zawsze z cokolwiek wzgardliwym uśmieszkiem kwitowałam
zasłyszane przepowiednie, że roki przestępne to złe som, ale... ten 2020
to raczyłby już skończyć swój paralityczny danse macabre i zleźć ze
sceny. :/
Pominę już kwestię ogromnego, gnijącego MAMUTA W SALONIE, jakiego nam ostatniemi czasy zafundowano, prawdaż, coby nasze zszargane neurony nie doznały aby habituacji bodźca. Psiamać.
Ale spokojnie. Już niedługo. Nie dajmy się dołom i zwątpieniu. Skoro wahadło wychyliło się na maksa w jedną mańkę, naturalnie musi zbalansować i wrócić w przeciwną - zawsze tak jest.
Zbliżam w filozoficznym zamyśleniu nos do prawego zgięcia łokcia, w które psiknęłam perfumami Hummingbird Zoologist. Wspaniałe. Upojne. Czy ktoś tu jeszcze ma słabość do narkotycznego bzu i miodu? Czuję maj w pełnym rozkwicie. Przenoszę się w błogość wonnych, majowych wieczorów.
Ile bym dała, żeby zdjąć ten betonowy balast z myśli i znów poczuć lekkość i beztroskę.
Parę miesięcy temu szwendałam się po komnatach na Wawelu. Mnóstwo tam interesujących obrazów. Kiedy wpatrywałam się w te oddane pędzlem XIV-wieczne fizjonomie... Doszłam do wniosku, że ludzie się przez wieki wcale wiele nie zmienili. Ani z wyglądu, ani z natury. Lubimy o sobie myśleć, jako o tych wysublimowanych, zajebiście cywilizowanych ubermenschach. Akurat. Dzisiejszy tłum równie chętnie ryczałby i wiwatował na publicznych egzekucjach.
Ale ja nie o tym chciałam...
W sumie, to chyba chciałam Was jakoś pokrzepić, że hej, może i jesteśmy w kupie, ale kupiaste bagno nie trwa wiecznie. Tylko, że chyba mi nie wyszło z tym krzewieniem optymizmu :)
No nic to... nie zawsze trzeba być pozytywnym na siłę. Ostatnio też dałam sobie na luz z produktywnością na siłę i weszłam w tryb surwiwalowy. Tymczasowo.
Ale jeszcze będzie pięknie!
P.S. Wiem, co by mi poprawiło humor. ŚNIEG. Jak zobaczę śnieg w tym roku, to przysięgam, wyłażę na taras jak stoję i będę się tarzać!
*Photo by conner bowe on Unsplash
Płaczę za zimą. Wyglądam jak zbawienia. Chcę trzaskających mrozów i metr...no dobra pół metra śniegu wystarczy też. Nie dalej jak dwa dni temu przysięgłam sobie, że jak spadnie śnieg to wytarzam się w nim! I już nigdy nie powiem zimie żeby wypierrr... No to co teraz jest takie modne na ulicach 👍 Jeśli nie przyjdzie zima to nie wiem, żywcem zjedzą nas kleszcze i komary. Jedną podwójna jesień już wystarczy, taki listopad co się ciągnął od listopada do kwietnia 😭...
OdpowiedzUsuńZimo, śnieżku, możecie napierrr... ile wlezie! TĘSKNIM!!! :(
UsuńPamiętam, jak jeszcze parę lat temu spacerowałam zimowym wieczorem, księżyć ładował srebrną poświatą, mróz ciął po skórze, a śliczny, czyściutki, skrzący magicznie śnieg skrzypiał pod butami... Tak mi tego brakuje...